5.28.2013

8. To już kolejny... głos w obronie Windows 8!

Hej!

Dawno nie pisałam, chyba odpuściłam. Może znów zacznę od początku. Ale teraz muszę dać upust moim emocjom wywołanym przez nieustanną krytykę Windows 8. Od jakiegoś czasu stałam się użytkowniczką tegoż systemu. Przesiadłam się z Visty, ale przez długi czas pracowałam na Windows 7. 
Z racji tego, że zmieniałam komputer, a składałam go sama więc system też musiałam wybrać samodzielnie. Dylematy, rozterki, pytania, godziny czytania recenzji, opinii, komentarzy! Miałam brać "siódemkę", byłam już zdecydowana. Ale jednak coś się stało, nie wiem co, ale przy zamawianiu wybrałam jednak W8.. i..
Jestem mega zadowolona! Kafelki zamiast tradycyjnego menu start? I to na niedotykowym ekranie? Niewygodne? BZDURA. Naprawdę! Że niby wolniej się znajduje aplikacje tak? Że mało intuicyjne? Naprawdę, większej głupoty nie słyszałam. WSZYSTKO, powtarzam, WSZYSTKO robi się szybciej. I znajduje i włącza i wyłącza aplikacje. To wszystko działa tak naturalnie, naprawdę, ciężko to opisać, ale jest łatwo. 
Jestem osobą, która raczej nie boi się zmian. Tym bardziej takich "sprzętowych", czy coś. Więc może mi było łatwiej przestawić się na kafelki i nowe funkcje. Nie zmienia to faktu, że znam osobę która wręcz panicznie boi się zmian, jakichkolwiek, nawet tych najmniejszych! A przesiadka z XP (?!) obeszła się bez bólu i płaczu :D Można? MOŻNA!
Lubię też gdy coś jest miłe dla oka. A znane z 7 Aero Glass z całą pewnością było (mówię tu o swoich upodobaniach, możecie mieć własne - oczywiście! ale traktuję to jako dodatkowy atut estetyczny, który w każdej chwili można było wyłączyć). Czytając, że w W8 zrezygnowali z tego, miałam pewne obawy.. na szczęście okazało się, że paski w "ósemce" wyglądają bardzo estetycznie, są przezroczyste i jeśli ktoś lubi takie "bajery" (a ja lubię :D ) można ustawić samozmieniające się kolory, co najlepsze same dopasowują się do tapety. Razem ze zmianą zdjęcia na tapecie, zmienia się kolorystyka i nie są to właśnie losowe kolory, nie! Do każdego slajdu, który ustawiłam, pasują idealnie. Wielki plus dla MS za taką małą, może niewiele znaczącą funkcję! 
A co z tym ultraszybkim włączaniem? Po zainstalowaniu kilkunastu programów i 6 gier (oczywiście zrezygnowałam z włączania razem z systemem niektórych programów takich jak Skype), włączenie komputera od naciśnięcia przycisku przez wpisanie kilkunastoznakowego hasła po włączenie przeglądarki internetowej, ze stoperem w ręku - 25 sekund. Może to być również zasługa specyfikacji mojego komputera i na słabszych ten czas może się oczywiście nieco wydłużyć.. Ale i tak uważam to za ogromną zaletę tego produktu. Naprawdę gratulacje, dla mało cierpliwych ludzi to bardzo wiele znaczy! 
Oczywiście nowy system ma też wady.. Mianowicie sklep i mało dopracowane aplikacje które można z niego pobrać, więc raczej korzystanie z niego jest, hmm, zbędne. Minusem może być też mieszanie stylów, raz wyskakuje nam powiadomienie w postaci dymka, a chcąc na przykład zamknąć system wysuwamy belkę z boku ekranu. 
Nie wymieniłam wszystkich zalet i wad Windows 8. Skupiłam się raczej na tym na co najczęściej ludzie narzekają. Gdyby ktoś potrzebował pomocy bo zagubił się w nowym systemie, chętnie odpowiem, chociaż w "internetach" jest już mnóstwo instrukcji i poradników :)

Specyfikacja mojego komputera:
Intel Core i5-3350P
MSI B75A-G43
Crucial 8GB 1333MHz CL9 Spectek
Sapphire Radeon HD7870 XT Tahiti LE 2GB DDR5 256bit (975/6000)
Seagate 1 TB Barracuda
Samsung SH-224BB
SilentiumPC Deus G1-500W 
SilentiumPC Brutus 410 Pure Black
Microsoft Windows 8

4.22.2013

6. To już kolejna.. recenzja filmu! "Django"

Cześć!

Co u was? Czy ktoś tu w ogóle zagląda? Według statystyk tak, ale trzeba coś zrobić, żeby było was więcej! No i żeby zaczęły się pojawiać komentarze ;) U mnie już lepiej, choroba ustępuje! Przyznam, że te "pełnoletnie" (bo nie "dorosłe") życie zaczęłam dość nieciekawie. Głównie w łóżku i nawet nie pamiętam co robiłam przez te kilka dni.. Ale nie o tym chciałam w tym poście, dzisiaj napiszę kilka słów o już nie takim nowym filmie pod tytułem "Django" !

Bohaterami rozgrywającego się na Południu USA dwa lata przed wojną domową "Django Unchained" są niewolnik Django (Jamie Foxx) i niemiecki łowca głów dr King Schultz (Christoph Waltz). Ten drugi poszukuje zbrodniczych braci Brittle i tylko Django może pomóc mu w dopadnięciu ich. Słynący z niekonwencjonalnych metod Schultz obiecuje niewolnikowi, że wyzwoli go po tym, jak uda mu się pojmać - żywych lub martwych - Brittle'ów.

Po wykonaniu zadania Schultz i Django postanawiają się nie rozstawać. Bohaterowie polują wspólnie na najbardziej poszukiwanych południowych kryminalistów. Wraz z tym, jak rosną łowieckie umiejętności Django, czarnoskóry bohater postanawia odnaleźć i ocalić Broomhildę (Kerry Washington) - żonę, którą stracił dawno temu na targu niewolników.

Poszukiwania wiodą Django i Schultza do Calvina Candie'ego (Leonardo DiCaprio) - właściciela niesławnej plantacji Candyland, gdzie niewolnicy są szkoleni przez Ace'a Woody'ego (Kurt Russell) do walk między sobą. Infiltrując to środowisko pod przykrywką, bohaterowie wzbudzają podejrzenia Stephena - zaufanego niewolnika Candie'ego. Ich ruchy są śledzone. Jeśli Django i Schultz zechcą uciec z Broomhildą, będą musieli wybierać między niezależnością a solidarnością, między poświęceniem a przetrwaniem. (filmweb.pl)




"Django" to był mój pierwszy film Quentina Tarantino. Świetnie wprowadził mnie w klimat tego reżysera i mam ochotę obejrzeć wszystkie jego filmy! Ale najpierw powiem najważniejszą rzecz, na którą nie tylko ja "cierpię". A musicie wiedzieć, że ja NIENAWIDZĘ WESTERNÓW. Od małego jak widzę w TV czy gdziekolwiek jakiś western to w przeciągu sekundy muszę go wyłączyć, po prostu nie czuję tego klimatu a wręcz mnie on drażni. No ale.. pojawił się "Django" a z nim wiele pozytywnych opinii. I w taki sposób pewnego nudnego, zimnego popołudnia jednak się skusiłam. Przeraziłam się długością, prawie 3 godziny?! Ja i Dziki Zachód przez tyle czasu?! No ale nie wyłączyłam, ze sceptyzmem oglądałam ciągnące się na początku filmu napisy, a w tle idących w nieskończoność niewolników. Taaaak, baaardzo ciekawe. Pojawił się Dr. Schulz! I zaczęło mnie to nawet interesować. Skupiłam się na filmie. I z każdą minutą pochłaniał mnie on coraz bardziej! "Westernowy" klimat przestał drażnić i odpychać. A przeplatając się z wybornym humorem prawdziwej, śmiesznej komedii tworzył idealną, zgraną całość. Cała ta postać wyzwolonego Django i jego wybawcy Dr. Schulza.. MISTRZOSTWO. Gra aktorska - masterpis. Naprawdę ukłony w stronę pana Waltza. 3 godziny minęły jak 3 sekundy, no, może trochę więcej, w każdym razie szybko! A co z postacią i grą Leonardo? Równie dobra. 
Fajnie ukazane relacje pomiędzy białymi a czarnymi (a co drugie słowo to "nigger" ale to podobno w filmach Tarantino standard).

Krążą opinie, że jest to najgorszy film Tarantino, ale mimo to jest świetny. Czy to prawda? Jak już mówiłam, był to mój pierwszy film tego reżysera a na ten moment nie obejrzałam ich na tyle, by to potwierdzić. Mogę tylko szczerze polecić "Django", nie ważne czy lubisz westerny, czy ich nie trawisz. Warto zobaczyć ten film tym bardziej, że 16 kwietnia miał on swoją premierę na DVD i Blu-Ray. 

Moja ocena: 9/10

Zapraszam do wyrażania swoich opinii na temat tego filmu w komentarzach, pozdrawiam!

4.21.2013

5.To już kolejna.. recenzja książki. Jo Nesbo "Człowiek nietoperz"

Cześć i czołem.

Nie wiem na ile te moje recenzje przypominają recenzje, ale postanowiłam napisać kolejną, tym razem będzie to opinia o książce jaką ostatnio przeczytałam, a widziałam na kilku stronach sklepów internetowych, że przez jakiś czas były w rankingach, że jakieś bestsellery czy coś tam (co swoją drogą jest dla mnie dziwne, ale to w następnym akapicie). No więc, kilka zdań ode mnie na temat książki o tytule "Człowiek nietoperz" autorstwa skandynawskiego pisarza Jo Nesbo!


"PIERWSZY TOM CYKLU Z HARRYM HOLE

Norweski policjant Harry Hole przybywa do Sydney, aby wyjaśnić sprawę zabójstwa swej rodaczki, Inger Holter, być może ofiary seryjnego mordercy. Z miejscowym funkcjonariuszem, Aborygenem Andrew Kensingtonem, Harry poznaje dzielnicę domów publicznych i podejrzanych lokali, w których handluje się narkotykami, wędruje ulicami, po których snują się dewianci seksualni. Przytłoczony nadmiarem obrazów i informacji początkowo nie łączy ich w logiczną całość. Zrozumienie przychodzi zbyt późno, a Harry za wyeliminowanie psychopatycznego zabójcy zapłaci wysoką cenę..."(empik.com)



Na wstępie wspomnę, że kupiłam tą książkę tylko dlatego, że chciałam przeczytać "Pierwszy śnieg", ale że jest to kolejna część przygód pana Hole, postanowiłam zacząć od pierwszej. Czy słusznie?
Pierwszy tom, pierwsze spotkanie z Harrym. Zaczyna się dość ciekawie, pan policjant ląduje w Australii, powoli się tam aklimatyzuje. Poznaje przemiłego Aborygena. No i sprawę zabitej Inger Holter. Zainteresowanie zabójstwem rośnie, jak to często bywa w kryminałach. A co robi Pan Nesbo? Opowiada bardzo ciekawe fakty na temat historii i kultury Australii (ogólnie rzecz ujmując). Cały czas oczywiście poznajemy Harrego a przy okazji parę innych bardziej lub mniej ciekawych osobowości.. Ale niestety. Ilość opisów i historyjek przytłacza. W połowie książki już mnie nawet nie interesowało kto zabijał. Ten cały wątek po prostu się zgubił pomiędzy historią Aborygenów i tym podobnych. Akcja się rozwija dopiero na ostatnich stronach. Harry płaci, rzekomo, wysoką cenę. Jak dla mnie ta cena wcale nie była aż tak wysoka jakby można było wywnioskować z opisu. No ale to moje odczucia. Nie zamierzam spojlerować :) 
Jest to debiut Jo Nesbo. Jego pierwsza książka. Czy zachęca do dalszej lektury? Póki co - NIE. Zdecydowanie NIE. Dla osoby, która nie lubi długich, uciążliwych, ciągnących się w nieskończoność opisów w książkach, czytanie tego to udręka. A podobno w poznawaniu Harrego pominięcie pierwszego tomu, albo czytanie niechronologicznie nie przeszkadza. Ale wybór, czy ryzykować i przeczytać, czy sobie odpuścić, pozostawię wam. Ja drugi raz bym tego nie przeczytała, a do serii o policjancie wrócę na pewno, ale chyba nie w najbliższej przyszłości..

Ogólna ocena - 5/10 

A tutaj dwie okładki z naklejkami o zachęcających tytułach! Ah, też się dałam nabrać :)


Jeśli ktoś z was czytał, zapraszam do pisania swoich opinii w komentarzach! Cześć!

4.20.2013

4.To już kolejny.. dzień do dupy.

Cześć.

Już wczoraj było źle, a dzisiaj jest jeszcze gorzej. Nosz kurwa. Choroba nie odpuszcza a wręcz przeciwnie, jest coraz gorzej. Wizyta u lekarza skończyła się antybiotykiem i wpierdalaniem się starych bab w kolejkę. Gdybym miała więcej sił to rozniosłabym cały budynek. A antybiotyków nienawidzę. 

W dodatku pod apteką widziałam kilka dziewczyn, nie w grupce, osobno, które tak obrzydliwie żuły gumę, że zachciało mi się rzygać, po prostu nie mogę tego zrozumieć, idzie taka pizda przez środek miasta i żuje gumę otwierając ryj do granic możliwości, w dodatku mlaszcze i rozgląda się dookoła, a jak napotka Ciebie wzrokiem to popatrzy się jakbyś wyglądał jak gówno, a ona przecież jest taka "seksi", czy coś. Okropne. 

MAŁA RADA: ZAMYKAĆ RYJ JAK ŻUJESZ GUMĘ.

Pozdrawiam.

4.19.2013

3.To już kolejny... post po dłuższej przerwie!

Cześć!

Tak jak w tytule. Zawsze mi się to zdarza po założeniu bloga. Zapał na początku jest duży, a potem sobie powtarzam "dobra dziś coś napiszę" mija godzina, dwie "dobra, jutro na pewno coś napiszę" no i właśnie wychodzi na to, że nie piszę tak kilka dni, tygodni, usuwam bloga. No ale tym razem obiecałam sobie, że będzie inaczej, więc piszę :D Na swoje usprawiedliwienie: w środę miałam urodziny, a od wtorku jestem chora. A mój plan dnia wygląda teraz mniej więcej tak:
A zamiast opalania, kołdra i gry. 
 Dobra, do rzeczy, bo muszę napisać o ważnej rzeczy w moim życiu..
Mianowicie, JEDZENIE. Tak! Kocham jeść! A gdzie się nie obejrzę widzę właśnie JEDZENIE. Włączam TV - jedzenie, Magda Gessler, Ugotowani, Przepis na życie (tak jest - TVN 24/7..), w internetach to samo, kwejk - jedzenie, tumblr - jedzenie, facebook - jedzenie, nawet reklamy pokazują mi jedzenie (może dlatego, że cały czas szukam przepisów?), youtube też proponuje mi jakieś przepisy. Wchodzę do sklepu jedzenie otwieram lodówkę.. pusto. Nie no, też jedzenie. FOOD, FOOD EVERYWHERE. Naprawdę. No tak tylko co w związku z tym.. na przykład to, że cały czas chce mi się jeść, gdybym mogła być gruba pewnie bym była, ale nie jestem, bo jakoś nie mogę przytyć, na szczęście! Druga sprawa, te wszystkie potrawy, które podsuwają nam pod nos media wyglądają tak pięknie i smacznie, że aż ślinka cieknie! A weź na zadupiu kup te składniki, graniczy to z cudem. I weź tu coś ugotuj, weź się coś naucz. DUPA.
A wrócę jeszcze do dość popularnej ostatnio MAGDY GESSLER. O tak. Właśnie tak. Pani restauratorka, właścicielka supermegadobrych restauracji blablablabbaldababalbalbaa i takie tam. No ale.. czy tylko mnie ta osóbka irytuje? Zawsze jakoś dało się to przeżyć ale jak widzę jak wypierdala cały zastawiony po brzegi stół na podłogę, BO ZUPA JEST ZA SŁONA, to to już kurwa przesada. No dobra bo to głupi program telewizyjny i pewnie to i tak nieprawda, no ale pokazują to ludziom, żeby pokazać wielkość Mrs. Gessler, o tak, patrzcie marne ludziki, ja jebnę stołem a wy będziecie to sprzątać! Tak się świetnie złożyło, że natrafiłam na jej spektakularny upadek we wczorajszym programie!
 Oczywiście nie omieszkała się wyżyć i obrzucić gównem "chujową posadzkę" czy jakoś tak. No ale nieważne, chociaż raz korona jej spadła z głowy. 

A co wy sądzicie o Pani Gessler? Przepadacie za nią czy raczej jesteście zwolennikami takiego porównania: 
?

A może tak jak ja kochacie jeść i wasza wymarzona praca wygląda o tak:

Komentujcie, obserwujcie, czytajcie, zaglądajcie tu częściej! 

Goodbye y'all!

4.16.2013

2.To już kolejna... recenzja płyty! "Paramore"

Cześć!

Dzisiaj to już kolejny wpis :) Tym razem zacznę od recenzji (jeśli można to tak nazwać, nie potrafię być całkiem obiektywna w tym przypadku) nowej płyty zespołu Paramore! 

Zacznę od tego, że Paramore to chyba mój ulubiony zespół, ale postaram się podejść do tego jak najbardziej obiektywnie. 

Paramore, chyba wszyscy kojarzą ten zespół. Bardzo charakterystyczna wokalistka, znana z "nietypowych" kolorów włosów (rudy, różowy, żółty) - Hayley Williams. Pełen energii gitarzysta - Taylor York. Niemniej energiczny basista Jeremy Davis. Od 2004 do tej pory wydali cztery albumy studyjne. Pierwszy "All we know is falling" ukazał się w 2005 roku, drugi "Riot!" 2007, trzeci "Brand New Eyes" 2009 i ostatni, czwarty "Paramore", który premierę miał 9.04.2013, czyli tydzień temu. Niestety, płyta wyciekła kilka dni przed premierą do internetu. 

Pierwszy singiel "Now" znamy już od stycznia. Niektórzy fani zrazili się większą dozą elektroniki niż w poprzednich produkcjach, mówiono, że utwór jest nijaki. Oczywiście nie brak było zwolenników i obrońców zespołu. 

Drugi singiel "Still into you", którego premiera miała miejsce w marcu okazał się być bardzo pozytywnie brzmiącą, energetyczną piosenką. Nie wywołał jednak samych uśmiechów. Nie brakowało opinii, iż zespół jest za bardzo popowy, słodki, cukierkowy. Że zmienili się, a nawet zdarzyło mi się słyszeć, że się sprzedali (tak, po jednej piosence tak twierdzą!). No cóż.. 

Jak brzmi całość? Okazuje się, że opinie o popowym brzmieniu to pochopne stwierdzenia. Album, składający się z 17 utworów (+2 Bonus tracki), ma wiele do zaoferowania. Trochę popu, trochę elektroniki, trochę mocniejszego, mroczniejszego brzmienia. Znaleźć tam można również chór gospel, odprężające dźwięki ukulele a nawet 30 sekund ciszy w trakcie trwania utworu! Można śmiało powiedzieć, że jest to ekstremalna mieszanka. Ekstremalna dlatego, że ludzie różnie to odbierają, bo może co za dużo to nie zdrowo? Czy to sprawia, że całość "nie trzyma się kupy"? Nie wiem. To indywidualna sprawa, jak dla mnie - płyta jest świetna. Zdecydowanie warta przesłuchania. Jedno jest pewne - za sprawą mieszanki gatunków, każdy znajdzie coś dla siebie. 
A jak "Paramore" ma się do poprzednich produkcji?
Dotychczas każdy kolejny album różnił się od poprzednika. Tym razem nie ma zaskoczenia - porównując "Paramore" z "Brand New Eyes" widać ogromną różnicę. To samo zauważymy porównując go do pierwszej i drugiej płyty. Po odejściu braci Farro to pierwszy album studyjny. Nie słychać jednak, że czegoś brakuje. Wręcz przeciwnie. Jest on bardzo dojrzały, kompletny.

Przyszedł czas na ocenę.. "Paramore" zwalił mnie kompletnie z nóg, myślałam, że po "All we know is falling" już nie będzie lepszej płyty. Ah jak się myliłam! Z racji tego, że najnowszy album wskoczył ex aequo z "AWKIF" na pierwsze miejsce, przyznaję mu 9,5/10 punktów. 

Na koniec, jedna z lepszych (oczywiście moim zdaniem) piosenek z "Paramore" i zdjęcie okładki, pozdrawiam oraz zapraszam do komentowania!